„Józef Chełmoński 1849-1914”  wystawa zorganizowana w Muzeum Narodowym w Poznaniu

 W dniu 20 maja udaliśmy się grupą 29 osobową na spotkanie ze sztuką. Na wystawie w Muzeum Narodowym w Poznaniu można obejrzeć  łącznie 122 obrazy olejne i szkice malarskie, 14 szkicowników i 58 prac na papierze. Obiekty te pochodzą ze zbiorów muzealnych z całej Polski, kolekcji prywatnych oraz z placówek zagranicznych – ze Stanów Zjednoczonych, Szwajcarii i Węgier. 

 Przy wykorzystaniu audio gajdów swobodnie poruszaliśmy się po salach wystawienniczych, odsłuchując informacje na temat najbardziej znanych dzieł Józefa Chełmońskiego.
 Wystawę rozpoczyna autoportret malarza, a w słuchawkach lektor zapoznaje nas ze szczegółami życia i etapami twórczości artysty. Chełmoński był dzieckiem podłowickiej wsi, a pochodził z warstwy społecznej, która leżała pomiędzy chłopstwem i drobną, zagrodową szlachtą, w której dumna świadomość pochodzenia szła w parze często z nędzą i upokorzeniem. Atmosfera domu wiejskiego ukształtowała sposób bycia Chełmońskiego i jego stosunek do natury, który był mu bliski, którą doskonale rozumiał i czuł się jej cząstką, na którą patrzył od środka. Chełmoński malował „z pamięci”. Korzystał ze wspomnień o Ukrainie: jej olbrzymie przestrzenie, bujność przyrody, barwność i muzykalność ludu wiejskiego, malowniczość zwyczajów. Chronologiczna prezentacja twórczości prowadzi nas przez wszystkie okresy twórczości. 
W młodości kształcił się w warszawskiej Klasie Rysunkowej, pod kierunkiem Wojciecha Gersona i w Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Monachium, w pracowniach Hermanna Anschütza i Alexandra Strähuberta. Istotny wpływ na ukształtowanie jego talentu miał udział w życiu polskiej kolonii artystycznej w Monachium, skupionej wokół Józefa Brandta i Maksymiliana Gierymskiego. Przez większą część życia związany był z Warszawą i Mazowszem. Pod koniec 1875 roku wyjechał do Paryża, zdobył uznanie i popularność publiczności, marszandów i krytyków europejskich i amerykańskich. Wielokrotnie wystawiał obrazy na Salonie paryskim; w 1882 roku zdobył najwyższe wyróżnienie – „mention honorable”.

Do kraju wrócił w roku 1888 i osiadł we wsi Kuklówka. Wielokrotnie podróżował na Litwę, Polesie i do Ukrainy. Głównym motywem jego malarstwa stał się wówczas nastrojowy pejzaż. Jego prace wyróżnia wspaniałe wyczucie pory dnia, rodzaju pogody, efektów światła i zjawisk atmosferycznych. Malował mieszkańców wsi, wykonujących gospodarskie obowiązki lub oddających się wesołej zabawie, ptaki i nieokiełzane w biegu konie, dostrzegał duchowy wymiar natury.

Pełne dynamiki sceny, takie jak „Oberek” czy „Sprawa u wójta”, doskonale oddają rytm życia na wsi. Artysta wprowadzał na swoje płótna postacie wiejskich mieszkańców z wyjątkową czułością i dbałością o szczegóły  Chełmoński tworzył prawdziwe arcydzieła przedstawiające polską wieś, rozpędzone konie, sceny z polowań, wiejskich targów, tańców przed karczmami, a także pejzaże o różnych porach dnia i roku. Z jednej strony zdumiewa dbałość o szczegóły, niesamowita wręcz drobiazgowość, z drugiej – zaskakuje niemal abstrakcyjny pejzaż, jak w „Nocy gwiaździstej”. Obrazy są pełne symboli i metafor, wszystkie niosą ze sobą emocjonujące opowieści. Nadal wywołują poruszenie, jak niegdyś wśród krytyki artystycznej, i skłaniają do refleksji.  Na uwagę zasługują rysunki i szkice zgromadzone na wystawie. Najbardziej poruszają rysunki mające na celu oddanie iluzji i ekspresji końskiego ruchu, próby ujęcia różnych stadiów końskiego biegu, rozmaite kompozycje trójek i czwórek. 
 Po kilkugodzinnym spotkaniu z malarstwem Józefa Chełmońskiego, przeszliśmy uliczkami Poznania na Stary Rynek. W czasie wolnym, w zależności od zainteresowań osobistych, w małych grupach obejrzeliśmy instrumenty w Muzeum Instrumentów, Ratusz, Zamek Królewski na Wzgórzu Przemysła, Farę oraz Muzeum Henryka Sienkiewicza.  Niektórzy udali się na spróbowanie regionalnego przysmaku: Rogala Świętomarcińskiego lub pyry z gzikiem.

Pobyt w Poznaniu zakończyliśmy o godzinie 15:00 po odsłuchaniu bicia zegara i obejrzeniu zabawy koziołków. Koziołki na wieży ratuszowej pojawiły się w XVI wieku w trakcie renesansowej przebudowy ratusza. Zachował się kontrakt z zegarmistrzem Bartłomiejem Wolffem z Gubina na wykonanie zegara wieżowego, dzięki któremu wiemy, że miał on być wyposażony w "urządzenie błazeńskie, mianowicie dwa koziołki, które mają się trykać przed każdym biciem godzin". Wiadomo, że w 1675 r. uderzenie pioruna zniszczyło wieżę wraz z zegarem. Przez wiele lat o poznańskich rogaczach było cicho. Koziołki przywrócili podczas remontu Ratusza dopiero Niemcy w 1913 roku. Przetrwały do walk o Poznań w 1945 r. Wówczas ich mechanizm został poważnie uszkodzony, podobnie jak wieża budynku. Przywrócono go w 1953 r.
W 2002 r. mieszkańcy wybrali imiona dla koziołków. Jednego nazwano Pyrek, nawiązując do gwarowej nazwy ziemniaka, a drugiego Tyrek od słowa "tyrać", czyli ciężko pracować, co też kojarzy się z Poznaniem.

Pełni wrażeń udaliśmy się w drogę powrotną do Dzierżoniowa.

Zofia Mioduszewska

 

Powrót do Wydarzenia 2025